Na Roratach tym razem było dużo ludzi, rekolekcje adwentowe się zaczęły, więc i frekwencja się podniosła. I oczywiście dzieci podczas Godzinek ku czci Najświętszej Maryi Panny zabraknąć nie może.

Spóźniona nieco matka biegnie do ławki z dwójką dzieci. Niestety, są tylko dwa miejsca, siada więc z najmłodszym ok. 7-8 letnim synem. Córka, zapewne blisko lat 10, się nie zmieściła. Mama wobec tego wysłała ją do grupy pustych krzeseł blisko ołtarza. Tam dziewczynka siedziała osamotniona. Synek w tym czasie przytulał się do rodzicielki. Córka jeszcze ze dwa razy wracała do rodziny, pożalić się, zaprotestować.

Czy mama nie mogła sama usiąść w oddaleniu, a dzieci zostawić razem? Albo z synem i córką zająć oddalone krzesła, tak by wspólnie się modlić? A nawet i postać, aby razem. Można znaleźć nawet kilka rozwiązań.

Powie ktoś - też mi problemy? ...Żadna tam trauma. To racja, ale też takie małe wydarzenia wcale nie są bez konsekwencji. Nie dlatego, że pojedyncze incydenty wywierają niezatarte piętno na psychice. Nawet dramatyczniejsze epizody mogą minąć bez echa. Gorzej, jeśli się okaże, że są to sytuacje wcale nie takie pojedyncze. Życie składa się z drobiazgów. I one mogą tak właśnie wyglądać na co dzień - córka może być za bardzo odsuwana, za mało kochana, mniej ważna od brata. Takie "godzinki" każdego dnia na pewno odcisną swój ślad na osobowości.

2015-12-14


Share on Facebook

Loading

Znajdź nas na facebook'u

Komentarze