Zapewne wszyscy znamy kogoś, kto jak ulał pasuje do postaci z kultowego filmu "Miś". Nie zawsze proszony, na każdą okazję "wujek-dobra rada" ma coś do powiedzenia. ...A właściwe co złego jest w dobrych radach?

Nawet racjonalnie niekiedy próbujemy podejść życzliwie do takich wskazówek. Myślimy, że przecież "on chce dobrze", "może skorzystam, a może nie", "nie szkodzi posłuchać". Tak podpowiada rozum. Natomiast serce... coraz szybciej pompuje krew. Do tego stopnia, że czasami, aż białka oczu przybierają nieco różowawy kolor. Jeśli wówczas nie posłuchamy tego, co serce chce powiedzieć, możemy wyraźniej usłyszeć słowa, które nie wiedzieć czemu wypowiadają nasze usta: "A wsadź sobie tę swoją radę w...!"

Dlaczego "wujek-dobra rada" jest taki irytujący? Może dlatego, że nie słucha drugiej osoby? Jego rada wcale nie jest odpowiedzią na pytanie, tylko na powierzchowny ogląd sytuacji. Często czujemy, że doradca jest w istocie arogantem, któremu się wydaje, że wie lepiej, wcale nie będąc w naszej sytuacji. Co więcej, pod pozorem życzliwości - która tak potrafi zmylić - wcale nas nie rozumie. Z jego strony nie płynie empatyczne współczucie, ale wręcz nagana - jak możemy tak postępować?! Przecież powinniśmy zrobić tak, jak on to proponuje. W istocie się nie tylko wywyższa, ale swoją radą nakazuje, wyznacza reguły moralne i racjonalne. Niepostrzeżenie, dzięki takiej niby dobrej radzie stajemy się zależni od ich głosiciela. Zaraz się okaże, że się obrazi kiedy nie zastosujemy się do jego wskazówek.

W rzeczywistości "wujek-dobra rada" sam potrzebuje pomocy. On nie potrafi zbliżyć się do człowieka, boi się poczuć jego trudną sytuację. Tak naprawdę, panicznie lęka się bezradności, która oznacza brak nadziei. Dlatego zanim poczuje bezradność, już musi znaleźć jakieś wyjście. Będzie wierzył, że na wszystko jest jakiś sposób. Przy okazji wywyższając się wobec potrzebującego pomocy, sam się dowartościowuje i jest mu lepiej.

Tomasz Czyżewski

Share on Facebook

Loading

Znajdź nas na facebook'u